Pierwszy samodzielny dyżur.
Else zdawało się, że Bóg jej nienawidzi. To był jej debiut, musiała wypaść jak najlepiej, a tymczasem czuła, że zamiast nóg ma watę. W głowie hulał wiatr, zupełna pustka - z całych sześcioletnich studiów medycznych nagle pamiętała tylko obrazki śmiesznych kotów, oglądane między egzaminami.
- Pani doktor, zaraz przywiozą nam jakiegoś skoczka - oznajmiła oficjalnie pielęgniarka w starszym wieku.
- Co za debil zgodził się na przeprowadzenie konkursu na Holmenkollen w taką pogodę!? - krzyknęła z pretensjami, jakby to była wina stojącej naprzeciw niej kobiety. - Przepraszam... O-oczywiście... - bąknęła spiorunowana oburzonym wzrokiem oddziałowej.
Cały tydzień błagała szefa oddziału ratunkowego o urlop właśnie dziś, właśnie po to, żeby być na konkursie. Starszy pan, profesor, doktor nauk medycznych i autorytet dla większości personelu Szpitala Uniwersyteckiego Rikshospitalet uparł się - nie da i koniec.
"Nie przyszedł Mahomet do góry, to góra przyszła do Mahometa."
Nagle szerokie drzwi prowadzące na podjazd dla karetek otworzyły się, a ratownicy wwieźli pacjenta.
Młoda pani doktor miała ochotę się rozpłakać, modliła się w duchu, żeby był to jakiś miły i niezbyt znany zawodnik. Bo jeśli będzie to supergwiazda i dobro narodowe - dajmy na przykład Kamil Stoch albo Anders Bardal - a coś pójdzie nie tak, to Else zostanie wrogiem publicznym numer jeden. Szefa oddziału, sztabu, trenera i wszystkich rodaków skoczka...
- Pacjent lat 26, stabilny, uległ wypadkowi... yyy... przy pracy - zameldował niepewnie ratownik w jaskrawym, pomarańczowym wdzianku.
- T..Tak, dzięki. Dzień Do... Znaczy Dobry Wie.. Jak się pan nazywa? - zapytała zakładając lateksowe rękawiczki.
"Else, weź się w garść!"
- Wie pan co się stało i gdzie pan się znajduje? Proszę się nie ruszać - oznajmiła pewniej. Wetknęła słuchawki stetoskopu w uszy i zaczęła osłuchiwać. Poczuła skok adrenaliny, szumiało jej w głowie, a skupienie przychodziło z wielkim trudem. Ale dawała radę.
- Tak. Dostałem podmuch wiatru, w dodatku ta cholerna mgła... Rzuciło mną o zeskok i chyba umarłem. Ale jestem w niebie, prawda? Bo pani doktor wygląda jak anioł. - wystękał poobijany pacjent.
- Ktoś tu musiał nieźle przydzwonić o ten zeskok. A jeśli o moją anielskość chodzi, to raczej jest pan w piekle. - oznajmiła szorstko. Takie teksty nie robiły na niej większego wrażenia. Nie teraz.
Lekarka skończyła osłuchiwanie i przyjrzała się twarzy młodego mężczyzny: "Zdarta lewa strona, złamany nos i rozcięty łuk brwiowy, trzeba zszywać..." - wyliczała w myślach. Nagle oderwała się od analizowania obrażeń, by w końcu zauważyć, że leży przed nią Andreas Stjernen we własnej osobie.
- No więc panie Gwiazdka*, będziemy zszywać! - odwróciła się, by sięgnąć po nici chirurgiczne, gdy nagle Stjernen wydał z siebie dźwięk konającego człowieka. Serce Else podeszło do gardła. Była pewna, że to musi być jakiś wewnętrzny uraz.
- Cholera jasna! Co Cię boli? - starała się ukryć paniczny ton w jej głosie.
- Se... serce - jęknął Andreas, sprawiał wrażenie mdlejącego.
- Szybko, wezwijcie mi tu kardiologa! - krzyknęła stanowczo do młodych pielęgniarek obok, które były zafascynowane zaistniałą sytuacją.
Chłopak gwałtownie podniósł się chwytając młodą lekarkę za rękę - zupełnie ozdrowiał. Próbował się uśmiechnąć, ale z połamanym nosem i twarzą wyglądającą jak po spotkaniu pierwszego stopnia z tartką do ziemniaków wyglądał żenująco.
- Spokojnie. Myślę, że to naturalna reakcja na twój czarujący blask. Każdy by miał zawał albo migotanie przedsionków... Czy coś...
Studentka drugiego roku, stojąca za Else, marzyła właśnie, żeby to jej skoczek prawił takie komplementy. Doktor Jørgensen przybliżyła się do twarzy Stjernena.
- Słuchaj no, chłoptasiu... - wyszeptała przesłodkim i zalotnym tonem - ...nie wiem czy wiesz, ale mam taką wiedzę, że mogę Cię zabić, okaleczyć albo po prostu sprawić, że będzie bardzo, bardzo bolało, wiesz? Zatem daruj sobie - uśmiechnęła się i pchnęła go do tyłu, by znów się położył.
Andreas jęknął z bólu.
- Ale zadziorna. Uwielbiam takie. - nie dawał za wygraną - Dostanę znieczulenie przed szyciem, prawda?
- Przykro mi, nie refundujemy znieczulenia dla skończonych palantów. - wysyczała mrużąc groźnie oczy.
Nie myślała, że kiedykolwiek przydarzy się jej takie spotkanie. Była rozczarowana tą konfrontacją. Konfrontacją rzeczywistości z obrazem płynącym ze szklanego ekranu, gdzie Stjernen wydawał się być miłym, spokojnym chłopakiem, a nie napalonym samcem bez mózgu...
podmuch wiatru. Był marzec, świat powinien budzić się do życia, ale Skandynawia rządzi się swoimi prawami - wszystko było pokryte białym puchem, a mróz szczypał w uszy. Else brodziła w ciężkim śniegu próbując dostać się do jednej z kamienic na Christian Kroghs gate. Był półmrok, latarnie powoli gasły, a płatki leniwie wirowały w powietrzu. Dziewczyna uśmiechnęła się rozkoszując tą spokojną chwilą. To była jej Skandynawia, jej Oslo, które tak bardzo kochała. Nacisnęła na przycisk domofonu podpisany "Jørgensen / Pedersen", oczekując, że ktoś je otworzy. Po minucie zrezygnowana zaczęła grzebać w wielkiej torbie w poszukiwaniu swoich kluczy. Wdarła się na klatkę, a potem szybko na pierwsze piętro i otworzyła drzwi od niewielkiego mieszkania. Zsunęła z nóg toporne śniegowce, a kurtkę i wielki szalik rzuciła niedbale na krzesło w salonie.
Magnus siedział w kącie przy swoim biurku zupełnie pochłonięty swoimi papierami i książkami, nie odwrócił się nawet, gdy Else położyła swoją dłoń na jego ramieniu.
- Magnus, jesteś taki kochany. Wracam po całej nocy w szpitalu do domu, a tu świeżo zaparzona kawa, śniadanie, róże... - zagaiła żartobliwe, ale mężczyzna tylko mruknął "yhym". Doktor Pedersen był starszy od Else o cztery lata, poznali się na uniwersytecie. Magnus, jako doświadczony student, czynnie działający w samorządzie, został opiekunem grupy Else. Wtedy jeszcze młodziutka, nie mając pojęcia o
prawdziwej medycynie studentka pierwszego roku wpadła w oko Magnusowi. On z kolei ujął ją swoimi nienagannymi manierami, wspaniałym poczuciem humoru i wielką wiedzą, którą posiadał. Z roku na rok stawał się coraz bardziej typem statecznego naukowca, zaś Else na wszystkie koncerty rockowe,
zawody sportowe i kabarety musiała chodzić z koleżankami. W tym swoim całym naukowym obłąkaniu potrafił być również opiekuńczy i ciepły.
Zupełna ignorancja wobec Else niezwykle ją zdenerwowała. Rozumiała, że Magnus jest bardzo ambitny, imponowało jej to, dlatego też próbowała nie przeszkadzać mu w pracy, ale dziś już nie wytrzymała. Czuła się zepchnięta na drugi plan, a przecież miała też swoje marzenia, plany i troski.
- Wiem, że twój doktorat to najważniejsza rzecz na świecie, ale do jasnej cholery, mógłbyś chociaż spytać jak mi poszło! - rzuciła z żalem, a jej oczy zaszły łzami- Z dnia na dzień robisz się coraz bardziej obojętny i zimny. Ja chcę mieć w domu mężczyznę, który będzie mnie wspierał, a nie encyklopedię!
- Uspokój się. - podniósł wzrok znad książek, a jego ton był nad wyraz spokojny.
- Nawet kłócić się nie umiesz. - wyłkała gorzko i zamknęła się trzaskając drzwiami sypialni.
***
Czy spotkanie Stjernena będzie przepustką do innego świata i okazją do poznania norweskiego zespołu? Przepustką do świata sportu, zabawy, przyjaźni i wielkiej rywalizacji? Czy poukładane szpitalne życie Else wywróci się do góry nogami? No i czy w końcu Magnus obroni swój doktorat? ;) Zobaczymy...
* Gwiadka - Stjerne z norweskiego znaczy "gwiazda" ;)
~ T-Bane - nazwa metra w Oslo
***
Przy wątkach jak widzicie są zdjęcia miejsc, w których toczy się dana część. ;)
Każdy pisać może! A to czy spotkam się z publicznym linczem za brak moich zdolności to inna sprawa. Miałam potrzebę, to piszę i koniec. Humanista ze mnie żaden, zatem wybaczcie! Dajcie znać jak to oceniacie w skali od "Zmierzch" do "Fifty Szejds of..."
Stjerneno, no witam! Nawet poobijany i z posiniaczoną twarzą go zbiera na amory, ahh. Już lubię Else, ma cięty język i charakterek, to mi się podoba. :D Za to chyba nie zapałam sympatią do Magnusa, który totalnie ignoruje swoją ukochaną, jakby nic poza książkami nie istniało, więc nie dziwota, że się dziewczyna (delikatnie mówiąc) wkurzyła.
OdpowiedzUsuńJa tu zostaję, rozkładam namiot, biorę śpiwór i czekam na następny. :3
Zakochałam się! Tematyka jest cudowna. Ostatnio mam fazę na chirurgów, więc tematy szpitalne "nie są mi obce". Co prawda tutaj żadnych mega poważnych wypadków nie będzie (chyba) w porównaniu do serialu, ale może Else się postara, jeśli jakiś pan wejdzie jej w drogę :D Pan Gwiazdka lepiej niech uważa. A jeśli chodzi o tego Magnusa, to jest mi bardzo przykro. Każdy czy to w nowej pracy, czy szkole czy Bóg wie gdzie się stresuje, a potem chciałby otrzymać albo odrobinę wsparcia, ani zrozumienia. Szkoda, że Magnus jej tego nie okazuje. Oczywiście dodaję do obserwowanych ;D
OdpowiedzUsuńOch God, jak się cieszę, że podesłałaś mi to, bo z moim ogarem w życiu bym pewnie nie znalazła tego adresu. I proszę mi tu ze skalą Zmierzch - Pisiont... nie wyjeżdżać, to kompletnie nie ta liga.
OdpowiedzUsuńZakochałam się. W pani doktor z charakterkiem, w Stjernenie po spotkaniu z tarką do ziemniaków, który wciąż ma ochotę na amory, w Norwegii jaką Ty prezentujesz (a umówmy się, wiesz co robisz), we wszystkim. Nie trzeba wcale być humanistą, by pisać tak, aby chciało się to czytać.
Nie zakochałam się w Magnusie. Wiadomo.
Piszże często, będę patrzeć na panel czy coś tu się nie pojawia :3
Jakoś mnie tu przywiało i chyba tutaj zostanę. Stjernen i jego betonowe podrywy nawet na noszach (y). Poobijany czy nie, laski trzeba bajerować! A co! Ale nie takie chwyty na panią doktor, jeszcze taką panią doktor z charakterkiem. Zaczyna się bardzo ciekawie!
OdpowiedzUsuń