evenyouth.blogspot

2/20/2015

002. Så danser vi på bordene!

musikk : cir.cuz - Skål


Poranny obchód dla doktor Jørgensen był dziś wyjątkowo ciężki, a trzy kawy ( w tym jedna wylana wprost na śnieżnobiały fartuch) wcale nie poprawiały sytuacji. Wlokła się bez życia za zespołem lekarzy i studentów, jednie nieraz przytakując lub krótko referując stan pacjenta. Weszli do następnej z kolei, jednoosobowej sali. Dziewczyna miała głowę zaprzątniętą osobistymi problemami, za co cały czas się ganiła - w końcu to bardzo nieprofesjonalne zajmować się swoim nosem, kiedy chodzi o życie innych ludzi. Postanowiła, że przeczeka tę burzę, a potem będzie jak w bajce. Magnus zostanie doktorem nauk medycznych, potem pobiorą się i kupią wielki dom w północnej części miasta z widokiem na Oslofjorden. Będzie miała spokojne i stabilne życie.
- Chcę mieć spokojne i stabilne życie. Ale dopiero po pięćdziesiątce... - mruknęła sama do siebie próbując przypomnieć sobie kiedy była ostatnio z przyjaciółmi na mieście.
- Słucham? - zagaił szef zespołu lekarzy.
- Nie, nie! Nic. Nic nie mówiłam doktorze, przepraszam.
- To bardzo źle, bo od kilku minut nie mogę się doprosić, żeby powiedziała pani coś na temat stanu swojego pacjenta! - wycedził Norweg z twardym akcentem. Musiał pochodzić z północy Norwegii. Else nie mogła zrozumieć dlaczego jej przełożony jest taki nerwowy. Dopiero gdy rozejrzała się po sali, zrozumiała co się dzieje i chciała zapaść się pod ziemię. Czuła jak robi się czerwona i jak zaczarowana patrzyła na pokaźną grupę osób znajdujących się w sali.
- Stje... Stjernen Andreas, lat 26. Pacjent przywieziony dwa dni temu na oddział ratunkowy, doznał urazu na skutek upadku z wysokości. Przeniesiony na oddział w celu dalszej obserwacji. - wyrecytowała przestraszonym głosem, po czym spojrzała morderczym wzorkiem na Andreasa, który śmiał się od ucha do ucha. Od samego początku był dla niej synonimem kłopotów.
- Ale mi upadek z wysokości... Ciota jesteś Stjernen, nie umiesz lądować! Słyszał ktoś kiedyś o wypadku na Holmenkollen? - zaśmiał się Hilde siedzący w fotelu przy oknie, jednak szybko został sprowadzony na ziemię przez morderczy wzrok swojego trenera.
Młoda lekarka zaczęła rozpoznawać poszczególne twarze, miała przed sobą prawie całą norweską kadrę. Trener Stoeckl, Anders Fannemel, Jacobsen i Bardal, Tom Hilde i nawet Andreas Vilberg z Magnusem Brevigiem.
- Pani doktor, to jak? Będę umierał?
- Nie. Niestety. A szko...- urwała i udała, że kaszle. Przez całe to pajacowanie poszkodowanego skoczka nie potrafiła zachować należytej powagi i dystansu, co jeszcze bardziej ją drażniło. Niewiele osób wyprowadzało ją z równowagi i było w stanie zaburzyć jej stoicki spokój. W końcu była w szpitalu, w roli lekarza. - Myślę, że możemy jeszcze dzisiaj pana wypisać.



Z zewnątrz dobiegał dźwięk pisku opon. Tom w popisowym dla siebie stylu właśnie odjeżdżał spod domu Andreasa. Stjernen, wciąż potłuczony, wpatrywał się w zegar, który wisiał naprzeciw niego. Dźwięk tykającej wskazówki wwiercał mu się z bólem w głowę. Ogarnęło go jakieś dziwne otępienie. Zrezygnowany westchnął i rozejrzał się, po sporym jak dla jednej osoby, domu. Panował w nim ogólny chaos. Ubrania były porozrzucane wzdłuż i wszerz, talerze piętrzyły się w umywalce grzecznie czekając na włożenie do zmywarki, a szafki pokrywała tak gruba warstwa kurzu, że można by było jeździć saniami. Ten cały bałagan oddawał doskonale stan w którym właśnie znajdował się młody Norweg - porozrzucane myśli, piętrząca się frustracja i jakaś przykurzona dusza. Wśród chłopaków zapominał o wszystkim, na zgrupowaniach i treningach zamieniali się w hordę nastolatków z budyniem zamiast mózgu. Podczas zawodów i wyjazdów był otoczony grupą ludzi, jednak po wszystkim wracał do zimnego i pustego mieszkania. Samotność i pustkę często wypełniał przypadkowymi znajomościami, a przed dziewczynami zgrywał głupawego samca z zapasem tanich tekstów na podryw. Uczył się w końcu od najlepszych – między innymi Vilberga i Toma. Tym dwóm ostatnim taki tryb życia zupełnie nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie – nie byli zdolni, przynajmniej na razie, do stworzenia czegoś stabilnego, więc zmieniali dziewczyny jak rękawiczki. Andreas jednak w środku czuł, że powoli przestaje go to bawić, tlenione blondynki z długimi tipsami zaczynają obrzydzać, a alkohol wpływać niezbyt dobrze na formę.



- Poszedł w pizdu, w końcu! - krzyknęła z podekscytowaniem w stronę siedzącej na niebieskim fotelu blondynki ubranej w uniform pielęgniarki.
- Widzę w głębi twej czarnej duszy niezwykłą rozpacz z tego powodu. Jak dziś pamiętam, że jeszcze kilka lat temu sikałaś w majtki widząc Romorena i krzycząc, że twój mąż musi być skoczkiem!
- Wiesz co Silje? Ten cały Stjernen to Romorenowi do pięt nie dorasta! Kto to jest w ogóle? A tak serio to straszny matoł z niego. IQ wózka widłowego. Rozczarowałam się. - oceniła niczym koneser i wybuchła śmiechem – E tam, głupiutkie marzenia z czasów liceum mam dawno za sobą. Przypnę Magnusa do nart i na jedno wyjdzie... - nagle jej głos nabrał smutku i troski.
- Oj, Else, Else... Chyba musimy wybrać się dziś wieczorem na podbój miasta. Po kilku pięknych i kolorowych drinkach może opowiesz mi, co znowu ten doktorek nawywijał?
- Nic Si. Nic. Zupełnie nic. Właśnie w tym problem, że on nic nie robi...



- Stanowczo nalegam! Wręcz... wręcz rozkazuję! To jest moje zalecenie i recepta, czy co tam bardziej do Was, tak zacnie mądrych i uczonych dam przemawia. Musimy się Wam jakoś odwdzięczyć, że nie wyprawiłyście tej sieroty na drugą stronę! - krzyczał podekscytowany Hilde dopingowany przez niewielkie ilości alkoholu w jego krwiobiegu. Zaraz za nim stał niziutki ( ( ͡° ͜ʖ ͡°) )Anders Fanemmel. Był trochę speszony zachowaniem przyjaciela i co raz przybąkiwał „Tom, nie rób wsi”. Z drugiego końca sali machał do nich Rune. Else zmarszczyła czoło sącząc zbyt mocnego drinka i zastanawiała się jak mądrze rozegrać tę sytuację. Przeklinała w duchu swój los, który akurat chciał, żeby wszyscy razem przez przypadek spotkali się w jednym miejscu. Cała ta banda wydawała się niezwykle sympatyczna i nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że wszyscy tu ich znają, a pijackie zdjęcia na instagramie Toma Hilde i plotki na blogach i twitterze były ostatnią rzeczą, jakiej Else potrzebowała w swojej karierze. Silje postanowiła poprzeć pomysł Toma i uparcie szturchała przyjaciółkę w ramię.
- Jak Boga kocham – rozerwij się! Ja idę, a Ty zostajesz sama! Nie mam zamiaru modlić się przy barze i dalej snuć rozważania nad historią życia i choroby pacjenta spod ósemki. No chodź!
„ Zmieniam się w Magnusa. Cholera, Jørgensen, zrób coś chociaż raz bez trzykrotnej analizy i rachunku strat i korzyści...”
- Przecież idę!



Else obudziła się. Nie otwierała oczu, tylko z trudem próbowała przypomnieć sobie cokolwiek z ubiegłej nocy. Bez skutku. Jedynie głowa, która zdawała się zaraz eksplodować skutecznie przypominała o tym, że alkohol płynął strumieniem, a impreza się udała - być może nawet za bardzo. Z oddali usłyszała tępy huk, tak jakby ktoś z impetem wyrżnął na podłogę, a męski głos, który właśnie zaklinał „fy faen”, z pewnością nie był głosem jej chłopaka...

-------------------------------------

Biedny rozdział, że aż mnie boli, ale nie ruszę inaczej. Wybaczcie za ten mały chaosik, to tylko ten jeden raz. Norweskiej patologii ciąg dalszy.

2/11/2015

001. I think we have an emergency!




Pierwszy samodzielny dyżur.
Else zdawało się, że Bóg jej nienawidzi. To był jej debiut, musiała wypaść jak najlepiej, a tymczasem czuła, że zamiast nóg ma watę. W głowie hulał wiatr, zupełna pustka - z całych sześcioletnich studiów medycznych nagle pamiętała tylko obrazki  śmiesznych kotów, oglądane między egzaminami.
- Pani doktor, zaraz przywiozą nam jakiegoś skoczka - oznajmiła oficjalnie pielęgniarka w starszym wieku.
- Co za debil zgodził się na przeprowadzenie konkursu na Holmenkollen w taką pogodę!? - krzyknęła z pretensjami, jakby to była wina stojącej naprzeciw niej kobiety. - Przepraszam... O-oczywiście... - bąknęła spiorunowana oburzonym wzrokiem oddziałowej.
Cały tydzień błagała szefa oddziału ratunkowego o urlop właśnie dziś, właśnie po to, żeby być na konkursie. Starszy pan, profesor, doktor nauk medycznych i autorytet dla większości personelu Szpitala Uniwersyteckiego Rikshospitalet uparł się - nie da i koniec.
"Nie przyszedł Mahomet do góry, to góra przyszła do Mahometa."
Nagle szerokie drzwi prowadzące na podjazd dla karetek otworzyły się, a ratownicy wwieźli pacjenta.
Młoda pani doktor miała ochotę się rozpłakać, modliła się w duchu, żeby był to jakiś miły i niezbyt znany zawodnik. Bo jeśli będzie to supergwiazda i dobro narodowe - dajmy na przykład Kamil Stoch albo Anders Bardal - a coś pójdzie nie tak, to Else zostanie wrogiem publicznym numer jeden. Szefa oddziału, sztabu, trenera i wszystkich rodaków skoczka...
- Pacjent lat 26, stabilny, uległ wypadkowi... yyy... przy pracy - zameldował niepewnie ratownik w jaskrawym, pomarańczowym wdzianku.
- T..Tak, dzięki. Dzień Do... Znaczy Dobry Wie.. Jak się pan nazywa? - zapytała zakładając lateksowe rękawiczki.
"Else, weź się w garść!"
- Wie pan co się stało i gdzie pan się znajduje? Proszę się nie ruszać - oznajmiła pewniej. Wetknęła słuchawki stetoskopu w uszy i zaczęła osłuchiwać. Poczuła skok adrenaliny, szumiało jej w głowie, a skupienie przychodziło z wielkim trudem. Ale dawała radę.
- Tak. Dostałem podmuch wiatru, w dodatku ta cholerna mgła... Rzuciło mną o zeskok i chyba umarłem. Ale jestem w niebie, prawda? Bo pani doktor wygląda jak anioł. - wystękał poobijany pacjent.
- Ktoś tu musiał nieźle przydzwonić o ten zeskok. A jeśli o moją anielskość chodzi, to raczej jest pan w piekle. - oznajmiła szorstko. Takie teksty nie robiły na niej większego wrażenia. Nie teraz.
Lekarka skończyła osłuchiwanie i przyjrzała się twarzy młodego mężczyzny: "Zdarta lewa strona, złamany nos i rozcięty łuk brwiowy, trzeba zszywać..." - wyliczała w myślach. Nagle oderwała się od analizowania obrażeń, by w końcu zauważyć, że leży przed nią Andreas Stjernen we własnej osobie.
- No więc panie Gwiazdka*, będziemy zszywać! - odwróciła się, by sięgnąć po nici chirurgiczne, gdy nagle Stjernen wydał z siebie dźwięk konającego człowieka. Serce Else podeszło do gardła. Była pewna, że to musi być jakiś wewnętrzny uraz.
- Cholera jasna! Co Cię boli? - starała się ukryć paniczny ton w jej głosie.
- Se... serce - jęknął Andreas, sprawiał wrażenie mdlejącego.
- Szybko, wezwijcie mi tu kardiologa! - krzyknęła stanowczo do młodych pielęgniarek obok, które były zafascynowane zaistniałą sytuacją.
Chłopak gwałtownie podniósł się chwytając młodą lekarkę za rękę - zupełnie ozdrowiał. Próbował się uśmiechnąć, ale z połamanym nosem i twarzą wyglądającą jak po spotkaniu pierwszego stopnia z tartką do ziemniaków wyglądał żenująco.  
- Spokojnie. Myślę, że to naturalna reakcja na twój czarujący blask. Każdy by miał zawał albo migotanie przedsionków... Czy coś...
Studentka drugiego roku, stojąca za Else, marzyła właśnie, żeby to jej skoczek prawił takie komplementy. Doktor Jørgensen przybliżyła się do twarzy Stjernena.
- Słuchaj no, chłoptasiu... - wyszeptała przesłodkim i zalotnym tonem  - ...nie wiem czy wiesz, ale mam taką wiedzę, że mogę Cię zabić, okaleczyć albo po prostu sprawić, że będzie bardzo, bardzo bolało, wiesz? Zatem daruj sobie - uśmiechnęła się i pchnęła go do tyłu, by znów się położył.
Andreas jęknął z bólu.
- Ale zadziorna. Uwielbiam takie. - nie dawał za wygraną - Dostanę znieczulenie przed szyciem, prawda?
- Przykro mi, nie refundujemy znieczulenia dla skończonych palantów. - wysyczała mrużąc groźnie oczy.
Nie myślała, że kiedykolwiek przydarzy się jej takie spotkanie. Była rozczarowana tą konfrontacją. Konfrontacją rzeczywistości z obrazem płynącym ze szklanego ekranu, gdzie Stjernen wydawał się być miłym, spokojnym chłopakiem, a nie napalonym samcem bez mózgu...

~~~
 
Słońce zaczęło nieśmiało wychylać się zza horyzontu oświetlając drewniane domki i piękną skocznię, która wydawała się czuwać nad całym tym miasteczkiem. Miasteczkiem, bo Oslo było niewielkie jak na stolicę. Przemieszczenie się metrem z jednego końca na drugi zajmowało góra godzinę. Dziewczyna próbowała choć na chwilę usnąć w zatłoczonej t-banie numer jeden, ale emocje z nocnego dyżuru jeszcze jej nie opuściły. W głowie kotłowały się myśli, a ona doszła do wniosku, że cała sytuacja była nawet zabawna. Będzie co wspominać.  Wsłuchiwała się w melodyjny głos zapowiadający następną stację - "Neste stasjon : Majorstuen. Overgang til alle T-banens linjer...". Gdy wagonik metra zatrzymał się, podeszła do wyjścia i nacisnęła przycisk na drzwiach, Te otworzyły się z hukiem, wpuszczając do środka mroźny
podmuch wiatru. Był marzec, świat powinien budzić się do życia, ale Skandynawia rządzi się swoimi prawami - wszystko było pokryte białym puchem, a mróz szczypał w uszy. Else brodziła w ciężkim śniegu próbując dostać się do jednej z kamienic na Christian Kroghs gate. Był półmrok, latarnie powoli gasły, a płatki leniwie wirowały w powietrzu. Dziewczyna uśmiechnęła się rozkoszując tą spokojną chwilą. To była jej Skandynawia, jej Oslo, które tak bardzo kochała. Nacisnęła na przycisk domofonu podpisany "Jørgensen / Pedersen", oczekując, że ktoś je otworzy. Po minucie zrezygnowana zaczęła grzebać w wielkiej torbie w poszukiwaniu swoich kluczy. Wdarła się na klatkę, a potem szybko na pierwsze piętro i otworzyła drzwi od niewielkiego mieszkania. Zsunęła z nóg toporne śniegowce, a kurtkę i wielki szalik rzuciła niedbale na krzesło w salonie.
Magnus siedział w kącie przy swoim biurku zupełnie pochłonięty swoimi papierami i książkami, nie odwrócił się nawet, gdy Else położyła swoją dłoń na jego ramieniu.
- Magnus, jesteś taki kochany. Wracam po całej nocy w szpitalu do domu, a tu świeżo zaparzona kawa, śniadanie, róże... - zagaiła żartobliwe, ale mężczyzna tylko mruknął "yhym". Doktor Pedersen był starszy od Else o cztery lata, poznali się na uniwersytecie. Magnus, jako doświadczony student, czynnie działający w samorządzie, został opiekunem grupy Else. Wtedy jeszcze  młodziutka, nie mając pojęcia o
prawdziwej medycynie studentka pierwszego roku wpadła w oko Magnusowi. On z kolei ujął ją swoimi nienagannymi manierami, wspaniałym poczuciem humoru i wielką wiedzą, którą posiadał. Z roku na rok stawał się coraz bardziej typem statecznego naukowca, zaś Else na wszystkie koncerty rockowe,
zawody sportowe i kabarety musiała chodzić z koleżankami. W tym swoim całym naukowym obłąkaniu potrafił być również opiekuńczy i ciepły.
Zupełna ignorancja wobec Else niezwykle ją zdenerwowała. Rozumiała, że Magnus jest bardzo ambitny, imponowało jej to, dlatego też próbowała nie przeszkadzać mu w pracy, ale dziś już nie wytrzymała. Czuła się zepchnięta na drugi plan, a przecież miała też swoje marzenia, plany i troski.
- Wiem, że twój doktorat to najważniejsza rzecz na świecie, ale do jasnej cholery, mógłbyś chociaż spytać jak mi poszło! - rzuciła z żalem, a jej oczy zaszły łzami- Z dnia na dzień robisz się coraz bardziej obojętny i zimny. Ja chcę mieć w domu mężczyznę, który będzie mnie wspierał, a nie encyklopedię!
- Uspokój się. - podniósł wzrok znad książek, a jego ton był nad wyraz spokojny.
- Nawet kłócić się nie umiesz. - wyłkała gorzko i zamknęła się trzaskając drzwiami sypialni.


***
Czy spotkanie Stjernena będzie przepustką do innego świata i okazją do poznania norweskiego zespołu? Przepustką do świata sportu, zabawy, przyjaźni i wielkiej rywalizacji? Czy poukładane szpitalne życie Else wywróci się do góry nogami? No i czy w końcu Magnus obroni swój doktorat? ;) Zobaczymy...

 * Gwiadka - Stjerne z norweskiego znaczy "gwiazda" ;)
 ~ T-Bane - nazwa metra w Oslo

 ***
Przy wątkach jak widzicie są zdjęcia miejsc, w których toczy się dana część. ;)
Każdy pisać może! A to czy spotkam się z publicznym linczem za brak moich zdolności to inna sprawa. Miałam potrzebę, to piszę i koniec. Humanista ze mnie żaden, zatem wybaczcie! Dajcie znać jak to oceniacie w skali od "Zmierzch" do "Fifty Szejds of..."